Nie dygaj
Wiemy już, co powinno się znaleźć w emigracyjnym niezbędniku człowieka Polaka i że zapas majtek wcale nie należy do priorytetów. Ba, nie jest nim nawet wódeczka (choć Stomil miałby na ten temat inne zdanie). Na trasie najważniejsze jest "nie dygać" i być na tyle obrotnym, żeby obrócić się zawsze w dobrym kierunku, czyli twarzą do Zachodu!
Co zatem może tak bardzo pójść nie tak, że możesz być zmuszony/zmuszona do sięgnięcia po wszystkie swoje rezerwy zaradności, obrotności i wiary w drugiego człowieka?
Otóż wszystko.
Kiedy transport zawodzi…
Pierwsze wielkie wyzwanie emigracyjnego wyjazdu to kwestia czystej logistyki. I chociaż za bookowaniem miejsca w samolocie nie stoi żadna głębsza filozofia (jak już zresztą wspominaliśmy), to gdy przychodzi co do czego, okazuje się, czemu tanie linie są tanie i czemu ten akurat bilet był jeszcze tańszy. A to "co do czego" to prawie zawsze jest kontuar przewoźnika na lotnisku, przy którym okazuje się, że ojej ojej overbooking, nie mamy waszych miejsc i nic nam nie zrobicie.
Co wtedy? Poddać się panice i już na tym etapie zaniechać realizacji swojego emigracyjnego snu? Absolutnie nie! Należy chwycić tę cytrynę i zrobić z niej lemoniadę (a w zasadzie to po Stomilowemu – popitę do wódeczki).
Szybkie obliczenia już na starcie pokazują, że w cenie zwrotu za bilety (powiększonego o rekompensatę za odwołanie przelotu) pięknie mieszczą się bilety na tradycyjny polski autokar do Londynu i jeszcze zostaje gotówki na uzupełnienie zapasów (głównie tych płynnych)!
…i nadal zawodzi…
Pamiętasz, jak brzmiał pierwszy punkt alfabetu emigranta: "A jak autokar"? Właśnie! Autokary pełne gastarbaiterów to ty szanuj! Gdyby nie one, większość wyjazdów by się nie odbyła – ani tych boomerskich, z czasów, gdy tanie loty nie istniały, jak i dziś, gdy wystawili cię na lotnisku i "radź sobie, XD". Przejazd autokarem to nie jest zwykłe pokonywanie kilometrów. To doświadczenie niemal transcendentalne, a już na pewno graniczne. Zwłaszcza gdy trafisz na miejscóweczkę obok wytrawnego znawcy nie tylko "menadrów" londyńskiego bruku emigracyjnego, ale i napojów "wysokokowych".
Niech cię jednak nie zwiedzie swojski aromat i przyjazna kameralność tego środka transportu. Przejazd autokarem potrafi też być prawdziwą ścieżką zdrowia, najeżoną pułapkami, z których niedyspozycja żołądkowa towarzysza konsumpcji alkoholowej nie jest wcale najgorsza (choć bez dwóch zdań najbardziej obrzydliwa).
Prawdziwym polem minowym tej eskapady jest bowiem… postój "na siku". Niby prosta sprawa, wyskakujesz, stajesz w kolejce z resztą ludu, wrzucasz ojro (lub 2), załatwiasz, co masz załatwić, i wracasz. Tzn. to prosta sprawa, gdy przeczytałeś poprzednią część poradnika i wiesz, że na tę okoliczność należy mieć przygotowaną walutę europejską, bo maszyna – jak na złość – złotówek nie przyjmuje, a towarzysze Polacy – jak zwykle – pomóc bezinteresownie nie chcą.
EMIGRACJA XD \| Malcolm
Masz wtedy do wyboru dwie drogi: zacisnąć zęby i pęcherz, i liczyć, że jaaaakooooś dowiezieeeeeeesz (nie polecamy, to niezdrowe), albo szybko skoczyć za winkiel i pod najbliższy krzaczek, by poradzić sobie z problemem, jako przodkowie nasi czynili.
Tylko nie zdziw się, jak w czasie poszukiwań kawałka ustronnej natury postój się skończy, nikt nie zauważy, że cię nie ma (dzięki Stomil!) i autokar ruszy w siną, zachodnią dal bez ciebie.
Co wtedy? Popłoch? Panika? Przerażenie? Nic z tych rzeczy! Pamiętaj, nie dygaj, obrotny z ciebie człowiek, dasz sobie radę.
Jak? O tym już za chwilę – tu lub na CANAL+ online i CANAL+ Premium!
To jak, zapachniała ci już słodka dola emigranta xd? To się tu nie opier... dzielaj, dołącz do nas na wspólnym seansie przygód Malcolma i Stomila i WYGRAJ (tak, dobrze czytasz - wygraj, czyli zgarnij za darmoszke) walizkę PUCCINI, do której wsadzisz potem swój emigrancki zapas kanapek, wódeczki i majtek!